Wiecej o mnie...

Może nie tyle o mnie co znanych mi
przodkach i koligacjach rodzinnych.

O mnie , być może napiszą kiedyś Ci co mnie znali , znajomi , przyjaciele , rodzina..

 
 
      Wspomnę tylko , że urodziłem się  10.04.1940 roku w Warszawie  , pod koniec
zimy stulecia ,kiedy to w lutym padł rekord zimna w mieście -41 stopni C. 
10.kwietnia 1940 roku to data zbrodni katyńskiej. Tam ginął kwiat naszego
społeczeństwa a w tym samym czasie rodziło się nowe pokolenie na
przekór okupantom, by swoim jestestwem pokazać ,że jeszcze nie zginęła.
Warszawa od 27 września po bohaterskiej obronie okupowana , nękana przez
najeźdźcę a po Powstaniu Warszawskim niemal zrównana z ziemią ,stanowiła
chyba najgorsze w Świecie miejsce dla rozwoju i wzrostu dziecka urodzonego
w tym tragicznym okresie dziejów naszej Ojczyzny. Historia mojego życia ,
stanowić by musiała odrębny dział bogaty w przeróżne perypetie , losowe
i  życiowe  doswiadczenia na które wpływ miało wiele okoliczności z ówczesną
polityką włącznie. Zachodzi pytanie , czy pięcioletnie dziecko cokolwiek zdołało
zapamietać z tego okresu..? niestety zdołało....

Po mym tragicznym dzieciństwie została..
W bijącym sercu ranka taka mała..
I kropelkami spływa nia osocze..
Na moje życie , na życie sieroce....

Taki czterowiersz napisałam, po latach dzieciństwa spędzonych na włóczędze
po "Ziemiach Odzyskanych" w schronisku księży Salezjanów w Rumii
i poszukiwaniu swojego miejsca w życiu.. O powrocie do mojej Warszawy nie
miałem co marzyć...


(ze strony http://www.igipz.pan.pl/wydaw/Monografie_5/rozdz3.pdf)

Co pociesza? w tragedii dzieciństwa nie byłem odosobniony...
 



Korzenie moich przodków poznałem dzięki relacji i opowiadań mojej babci , matki
a także z napisów nagrobkowych grobów rodzinnych na cmentarzu brudzieńskim
(Warszawa) i Powązkach.

Nie ukrywam , że interesuje mnie drzewo genealogiczne mojej rodziny i po cichu
liczę , że może ktoś powiąże losy swoich przodków z przodkami mojej rodziny..

Protoplastą rodu ze strony mojej matki był


   Konrad Aleksander Łada Zabłocki

( pieczętował się herbem Łada , mieszkaniec Warszawy )





Monika Zabłocka (córka Aleksandra)




( Urodzona w Warszawie , wyszła za mąż za Łukasza Romanowskiego )
żyła 81 lat.....  zmarła 07.05.1927 r







Feliksa Romanowska
(córka Moniki i Łukasza )






( Urodzona w Warszawie , wyszła za mąż za ziemianina Wojciecha Maziarczyka )
Tu nieco więcej informacji ..Wojciech Maziarczyk ukończył konserwatorium
muzyczne razem z Ignacym Paderewskim i pracował jako organista w kościele
Świętego Krzyża w Warszawie.
 Z małżeństwa tego urodziło się osmioro dzieci.. Najstarszy Aleksander , zył 3
lata.
Henryk ur.1894r. - zm. 1927r.  Zdzisław ur.28.11.1895r.- zm. 21.03.1968r.
Felicja ur.
1898r - zm. 1976r. , Maria ur.1900r. -zm. 1972r , Teresa ur.1901 - zm
1918r. , Zofia ur.
1906r zm. ? , Janina ur. 1910 - zm 1945r.
Feliksa Romanowska żyła 81 lat... zmarła 31.01.1953 r



Dodatkowe informacje to : Henryk  miał żonę Martę . Zdzisław ożenił się z Romaną
Kamińską . Felicja , wyszła za mąż za Wacława Marzewskiego i oboje prowadzili
cukiernię na Grunwaldzkiej 10 w Sopocie. Zofia , wyszła za mąż za Waleriana
Rogulskiego.  Janina .. tragiczna postać..była żoną Stefana Kossakiewicza,
(należał do
batalionu „Gustaw” biorącego udział w Powstaniu Warszawskim w 1944r.
(,,2042", "Stefan", "Sylwester"), kpr., poległ 19 VIII na Długiej 5, KW
powiązany
z AK , pochowany w Alei Zasłużonych na Warszawskich
Powązkach)  przesladowana
i tuż po wyzwoleniu zamordowana w Gliwicach
za swoją przynależność. Interesowała
by mnie każda informacja na temat
ostatnich chwil życia tej mojej Ciotki. Mimo że byłem wtedy dzieckiem,
zapamiętałem ją dobrze.








Maria Maziarczyk
(córka Feliksy - moja matka)




( Moja mama... Mama, chyba jak każda dobra matka , która mimo tak trudnych
warunków życia , dała wszystko z siebie , by utrzymać przy życiu, wychować ,
nauczyć żyć i radzić sobie w gąszczu ludzi o różnym pokroju , poglądach
i zwyczajach.) Pochodziła z tzw. dobrego domu.. gdzie w Jej wczesnym
dzieciństwie
panowały dworskie obyczaje. Wszyscy w rodzinie grali na fortepianie,
znali biegle język francuski i rosyjski.Szczyciła się przedwojenną maturą
i pracowała w sądownictwie.

Tyle o linni żeńskiej...żyła 72 lata ... zmarła 27.01 1972 r





 




Maria Maziarczyk - Wiśniewska

( moi rodzice )



( I być może nie było by mnie , gdyby moja mamusia nie poznała  tatusia.. Maria
Maziarczyk poślubiła Eugeniusza Wiśniewskiego , drukarza o rzadkim wówczas
zawodzie mechanika od linotypów. )
Żyli sobie szczęśliwie , Bóg dał im dwóch synów... Ich szczęście  jednak zostało
na zawsze zakłócone w dniu 1. września..roku pamiętnego...







Nie znałem ojca  mojego ojca ...czyli mojego dziadka..bo umarł zanim się urodziłem..
z informacji wiem,ze dziadek mój  nazywał się  Franciszek Józef  Wiśniewski
i pochodził z Sosnowca. Zmarł w 1936 r. prawdopodobnie w Pruszkowie , gdzie
pobudował dom za pieniądze zarobione przy budowie rosyjskiej kolei.(był jakimś
specjalistą w tej dziedzinie ).
Nie wiem czy to chodziło o jakiś trakt kolejowy z Sosnowca ? Będę wdzięczny za
wszelką informacje w poruszonych sprawach...






Okupacja hitlerowska i  perypetie życiowe związały moje losy   z  zamojszczyzną
a właściwie z wsią o nazwie Wierzba  leżącą w gminie Stary Zamość . Matka moja
w ucieczce przed okupantem szukała tam schronienia u dalekich krewnych.
Jak bardzo sie pomyliła swiadczą losy tych miejscowości.
Mój związek jednak z tymi okolicami pozostał trwały i przebywałem tam często aż
do 30-tego roku życia. Przez wielki sentyment do tych miejscowości przedstawię
ich historię  i umieszczę galerię  zdjęć.




 

A to jestem ja

Mirosław Józef Wiśniewski






Zdjęcia z okresu okupacji hitlerowskiej











Mały Powstaniec



  Mirek tuż przed Powstaniem Warszawskim ze starszym bratem Januszem


Dziś 1 sierpnia 2011 roku w zadumie uczciłem 67 rocznicę
Powstania Warszawskiego.
Nie walczyłem w trakcie Powstania , byłem 5-cio letnim dzieckiem,
ale jako mieszkaniec Warszawy byłem bezpośrednim uczestnikiem
tego patriotycznego zrywu walczących Powstańców.
Jakimś cudem przeżyłem , jakby na przekór najeźdzcy , by w ciągu
swojego życia przekazywać młodemu pokoleniu opowieść
o heroicznej walce Stolicy o przyszłą niepodległą ojczyznę.







Odpowiedzi na pytania


Pytanie 1

 
 
   
  Zofia,.
  Nie moge sie skontaktować prywatnie wiec zapytam tu? Twój wiersz o matce jest bardzo wzruszający i pełen miłości choć z punktu widzenia wartości artstycznej gorszy od pozostałych. Widać, że bardzo kochałeś matke i doczytałam, ze zmarła dopiero w latach 70ych. Dlaczego więc piszesz o doli sierocej i wychowanie w u salezjanów? gdzie była wtedy twoja matka? czyżby w obozie? bo matki raczej nie oddają swoich dzieci spod swoich skrzydeł wiec widać coś ją do tego zmusiło

Odpowiedź


Miła Pani  Zofio , po pierwsze w menu po lewej  stronie jest
możliwość napisania do mnie listu w zakładce " Kontakt "
Odpowidając na Pani pytanie... Musiała by Pani znać  realia
jakie panowały przez kilka lat po zakończeniu II wojny
Światowej.  Jak wspomniałem po wysiedleniu z płonącej
i zrójnowanej Warszawy , matka moja z dwojgiem dzieci
wyjechała (za chlebem i miejscem na nowe życie)na tereny
Ziem Odzyskanych do Brezegu n/Odrą.
Brat mój miał wówczas 13 lat  ja 6 . Mama musiała iśc do pracy.
Tej pracy było bardzo dużo , Przynosiła pracę do domu i ciągle coś
pisała. Poszedłem do 1 klasy razem z dziećmi w różnym wieku, bo
z uwagi na okupacje wiele roczników nie chodziło do szkoły.
Żeby ulżyć matce , matki siostra pomogła umieścić mnie w
Zakladzie księży Salezjanów w Rumii Zagórzu .
Nie tylko zajęli sie mna księża Salezjanie, ale też przebywałem
u obcych bezdzietnych ludzi  we wsi Wierzba w Lubelskim...znajomych mamy.
Traktowali mnie jak rodzone dziecko i mam do Nich wielki szacunek.
Jeździłem do Nich do 30-tego roku życia aż do ich śmierci.
Z miejscowości tej wyniosłem wrażliwość do otaczającego mnie Świata,
nauczyłem się trudnej pracy na roli i zdobyłem serca mieszkańców.
Na "Zachodzie" nie było w tym czasie opieki szkolnej po lekcjach i żyliśmy
mimo wszysko w miejscu niebezpiecznym , gdyz wielu autochtonów
  ukrywało się a na Ziemie Odzyskane przyjeżdżali różni ludzie na t.z.w.
szaber (w celach rabunkowo-handlowych.) To skomplikowana historia
i musiałbym książkę na ten temat napisać ale myślę ,że zadowoliłem Panią
tą odpowiedzią.



Epilog

Zbliża się kres wędrówki po tym padole.
Powoli zdrowie siada i wreszcie nadejdzie
czas pożegnania . Nowi ludzie, nowe marzenia.
Nowe realia i tylko las pozostanie ten sam.

Nie śpiesz się ... :)
 

O mnie ...
 


Chciałem się przedstawić..nazywam
się Mirosław Józef Wiśniewski
Mieszkam w Legionowie koło
Warszawy.

Interesuję się informatyką
grafiką i fotografią. A tak w zasadzie
to mam bardzo szeroki wachlarz
zainteresowań.

Lubię poznawać ludzi
i nawiązywać przyjaźnie. Staram się
pomagać potrzebującym w miarę
swoich umiejętności.

Z komputerem
mam do czynienia od zarania
informatyki w naszym kraju. Czasu
posiadam dużo , jestem emerytem
:)

Zapraszam częściej do zaglądania
na moją witrynkę . Wszystkim ,którzy
tu zajrzą życzę uśmiechu i pogody
ducha. -

Moja Top-lista zapraszam
 

Tylko Najlepsze strony


Mój tomik



Kontakt


Wiosna
 
Wiadomości
 


 
Dzisiaj na stronę zajrzało 15 odwiedzającytutaj !
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja